Wspomnienie o czcigodnym śp. Księdzu Stanisławie Klocku CSMA
W latach siedemdziesiątych dwudziestego wieku Jan Dobraczyński napisał książkę o św. Józefie i zatytułował ją „Cień Ojca’’. Dzisiaj, gdy zbieram okruchy wspomnień o śp. Ks. Stanisławie Klocku przychodzi mi na myśl właśnie ta książka i ten tytuł „Cień Ojca”. Był cieniem Ojca i żył w cieniu Ojca.
Pamiętam jako młodzieniec przeżywałem ingres księdza Stanisława Klocka do naszej rodzinnej parafii pw. Św. Michała Archanioła w Toruniu. Młody, energiczny, pełen entuzjazmu kapłan, który po dwuletniej służbie jako rektor w michalickim Wyższym Seminarium Duchownym w Krakowie, teraz miał wejść w progi pięknej, żywej, pełnej młodzieży, dzieci, licznej grupy ministrantów parafii, która przeżywała swoisty czas rozkwitu.
Ja osobiście byłem związany w dużej części z księżmi wikariuszami rodzinnej parafii tj. ze śp. księdzem Tadeuszem Pasionkiem, który zajmował się ministrantami lub też z ks. Zdzisławem Urbanikiem, który był opiekunem Oazy. Ksiądz Proboszcz Stanisław Klocek był tam właśnie takim „cieniem ojca”, duszą, która animowała całe życie parafialne. Duszą, która w jakimś stopniu dawała światło i wskazówki dla księży wikarych Tadeusza i Zdzisława i innych. Przypuszczam, że to z inicjatywy księdza Proboszcza Stanisława Klocka zostały wprowadzane w naszej parafii pierwsze czwartki miesiąca. Były to uroczyste msze święte z udziałem wszystkich ministrantów w liczbie około stu. Te pierwszo-czwartkowe nabożeństwa składały się ze Mszy świętej, która zawsze była odprawiana w intencji nowych i świętych powołań kapłańskich i zakonnych po Mszy św.były spotkania formacyjno-braterskie. To chyba z tej gorliwej pierwszo- czwartkowej modlitwy zrodziły się już za niedługi czas pierwsze michalickie powołania. Mam tutaj na myśli czterech pierwszych Michalitów, dwie Michalitki, którzy rozpoczęli bardzo piękny długi szerg młodych ludzi, którzy zostawiali wszystko i szli za Jezusem. Myślę, że można by było doliczyć się grupy około dwudziestu młodzieńców, którzy opuszczali kolejno swoje rodzinne gniazda i podejmowali drogę powołania kapłańskiego i zakonnego. Większość z nich została kapłanami, inni rozeznając swoje powołanie podjęli decyzję by realizować się w życiu rodzinnym bądź też samotnym. W tym kontekście Ks. Stanisław Klocek odegrał bardzo ważną rolę jako proboszcz; poprzez przykład i modlitwę i znowu jawi się on tutaj jako taki „cień ojca”. Nigdy nie słyszałem z jego ust stwierdzeń jakoby to były „jego” powołania lub też, że jest to owoc jego pracy, działalności lub też jego przykładu. Nigdy ks. Stanisław Klocek nie używał takiego „przywłaszczania sobie” ludzi, wydarzeń lub też rzeczy, które nie należały do niego. Był zawsze takim „cieniem ojca”, wiedział, że to Ojciec daje życie, że to On daje powołanie. Umiał odnajdywać się właśnie w cieniu Ojca.
W moim życiu wielokrotnie miałem okazję poznać z bliska osobę księdza Stanisława Klocka, w sposób szczególny poznałem jego charakterystyczną duchowość w czasie postulatu, który odbywałem przed wstąpieniem do nowicjatu w naszym domu zakonnym w Toruniu. To właśnie wtedy, przez dwa tygodnie, miałem możliwość przyglądnąć się duchowości księdza Klocka, jego powołaniu zakonnemu i kapłańskiemu, którym się wtedy nawet chętnie dzielił. Podobało mi się bardzo jego „michalickie” podejście do życia, proste, powściągliwe, pracowite i radosne. Pamiętam, że na końcu postulatu, razem z księdzem Piotrem Szytniewskim otrzymaliśmy od księdza Stanisława błogosławieństwo na tą nową drogę naszego życia, na czas życia zakonnego.
Gdy opuszczałem Toruń, była już wbita pierwsza łopata pod budowę nowego kościoła. Nasz kościół zdaje się rósł wraz z moją formacją, podczas której przygotowywałem się do kapłaństwa. Ta rosnąca budowa – świątynia, to dla księdza Stanisława była ogromna duma, ale także całe jego życie. Jestem przekonany, że był dumny z każdej cegły, która był dodawana do tej świątyni. Budować świątynie w tamtych czasach nie było łatwo. O tych wielkich trudnościach mógł wiedzieć tylko on i ci wszyscy którzy pomagali wznosić tą świątynie. Poświęcenie kościoła parafialnego zbiegło się ze święceniami czterech Michalitów, którzy pochodzili z Torunia. Dla księdza Stanisława był to naprawdę wielki dzień; dzień wdzięczności Panu Bogu, ogromnej radości oraz satysfakcji za to wielkie dzieło. W tym szczególnym dniu byłem przy księdzu Stanisławie i zauważyłem w jego postawie, wyrazie twarzy i w jego oczach wielką radość, ale także ogromne wzruszenie.
Ksiądz Stanisław był człowiekiem bardzo wrażliwym na różne trudne sytuacje życiowe. Ja sam, jak i również moja rodzina doświadczyliśmy tego czułego i wrażliwego serca ks. Stanisława choćby po śmierci mojej mamy, także i w tej sytuacji pokazał się rys „cienia ojca” – cecha ojcowskiego oraz braterskiego wsparcia w tych delikatnych, ale jakże trudnych momentach.
W dniu moich święceń kapłańskich w Krakowie dnia 13.05.1989 nie mogło zabraknąć Proboszcza z toruńskich Rybaków. Otrzymałem od niego dar nałożenia rąk wraz z błogosławieństwem na drogę kapłaństwa. Bardzo wielkim przeżyciem było dla mnie odprawienie pierwszej Mszy świętej w nowej i praktycznie już wykończonej świątyni, oddanej do codziennego kultu parafianom w Toruniu. Ta moja msza święta prymicyjna była też jakby ukoronowaniem tych wspaniałych i pięknych dwunastu lat księdza Stanisława w Toruniu.
Kiedyś moja mama mówiła mi, że może będę kiedyś pracował na jednej parafii razem z księdzem Stanisławem Klockiem, i były to jakoby słowa prorocze. Zaraz po przyjęciu święceń kapłańskich, wolą przełożonych zostałem skierowany do pracy w naszej michalickiej parafii w Stalowej Woli. W tym samym czasie miał właśnie swój ingres jako nowo stalowowolski proboszcz ksiądz Stanisław Klocek. Możemy sobie wyobrazić jak ważna jest dla młodego kapłana – neoprezbitera – pierwsza parafia. Wielkim błogosławieństwem okazała się dla mnie, podczas stawania pierwszych kroków w kapłaństwie, osoba proboszcza księdza Stanisława Klocka. To wtedy, w codziennym wspólnotowym życiu miałem kolejny raz w moim życiu możliwość przyglądania się księdzu Stanisławowi, mogłem doświadczyć życia w cieniu Ojca
Ksiądz Stanisław był kapłanem modlitwy i wielkiej ofiarności, skromności oraz michalickiego stylu życia, które polega na poprzestawaniu na małym. To właśnie ten styl powściągliwości postrzegałem w osobie księdza Stanisława do końca życia. Ołtarz, konfesjonał, biuro parafialne, wspólnota zakonna braterska oraz budowa to były jego mocne duszpasterskie strony w Stalowej Woli. Po dwóch latach opuszczałem Stalową Wolę znowu z błogosławieństwem księdza Stanisława Klocka. Otrzymałem takie błogosławieństwo w „cieniu ojca”, takie ojcowskie posłanie na moją nową przygodę, nową drogę, która tym razem prowadziła do Włoch, do Rzymu.
Później spotykaliśmy się z księdzem Stanisławem sporadycznie, najczęściej, gdy przebywałem w Polsce w trakcie wakacji. Pamiętam taki szczególny dzień na plebani w Miejscu Piastowym, gdzie ksiądz Stanisław był proboszczem, podczas tego spotkania długo rozmawialiśmy, dzieliliśmy się swoim życiem kapłańskim i wspominaliśmy piękne chwile, oczywiście wspominając Toruń, który został w sercu ks. Stanisława jako swoista perła.
Ostatni raz widziałem się z księdzem Stanisławem Klockiem prawie dwa lata temu w Domu Macierzystym w Miejscu Piastowym. Ksiądz Stanisław żył w cieniu Ojca na krzyżu, naznaczony cierpieniem, ale pojednany, pogodny, serdeczny nawet uśmiechnięty. Na zakończenie tego spotkania, po raz kolejny, kto wiedział że to ostatni raz, pobłogosławił mi na dalsze lata mojej kapłańskiej posługi.
Ksiądz Stanisław Klocek żył „w cieniu ojca”. Przez wiele lat swojej posługi kapłańskiej był w cieniu Boga Ojca, ale również w cieniu naszego założyciela błogosławionego Ojca Bronisława Markiewicza.
Taki ksiądz Stanisław Klocek został w mojej pamięci i takiego go pragnę przekazać innym, aby na jego wzór również inni mogli podjąć to piękne zadanie bycia „cieniem ojca” dla innych w codziennym życiu i żyć ciągle w cieniu Ojca jak ks. Stanisław.
Janusz Konopacki CSMA
Nepi, 25.02.2019