Kiedyś jeden z parafian został zapytany – czy byłeś na rekolekcjach? Ten odparł: po co mi rekolekcje? Nikomu nic złego nie zrobiłem, z nikim się nie gniewam, modle się, nie grzeszę – więc żyję w porządku wobec Pana Boga. Niech ci co grzeszą chodzą na rekolekcje i się spowiadają.
Zapewne nie tylko ten jeden, ale wielu myśli podobnie. Czy ludziom wierzącym potrzebne są rekolekcje? Na to pytanie daje odpowiedź sam Pan Jezus i to własnym przykładem. No bo kto jak kto, ale On na pewno nie miał żadnego grzechu i tym bardziej nie musiał odprawiać rekolekcji.
Tymczasem Ewangelie opisują, że po chrzcie w Jordanie Jezus udał się na pustynie i tam się modlił. Tam też jakby „nabrał mocy” do dalszego uzdrawiania, nauczania i wypędzania złych duchów i głoszenia o zbliżającym się Królestwie Bożym. Właśnie te rekolekcje Chrystusa na pustyni, na miejscu odosobnienia mają nam pokazać, że trzeba czasem oderwać się od swoich codziennych zajęć, by na modlitwie, poszcząc i słuchając Słowa Bożego umocnić swoją wiarę.
Znajdujemy tez w Ewangeliach słowa Pana Jezusa skierowane do uczniów. Apostołowie z zapałem opowiadali o tym, jak głosili Słowo Boże, ilu uzdrowili i ile uczynili dobra. Chrystus wysłuchał ich i powiedział: „Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco”. Na osobności też Jezus wyjaśniał swoim uczniom niektóre zawiłości swojej nauki. Widzimy, że i Apostołowie potrzebowali rekolekcji i takie rekolekcje głosił im sam Pan Jezus.
Rekolekcje więc są słuchaniem Chrystusa. Są okazją do wyciszenia się oraz zastanowienia nad sobą i swoim życiem przed Bogiem i wraz z Nim. To szansa, by spotkać Jezusa, poznać Go, pokochać; doświadczyć miłości Boga i na niej budować swoje życie; poznać siebie w świetle Słowa Bożego: swoje życiowe zranienia, zagubienia, zakłamania – pokonać to, co odbiera radość życia; skonfrontować swoją przeszłość i teraźniejszość z Bogiem oraz pojednać się z Nim, by żyć w wolności odczytać właściwie Boży plan w odniesieniu do swego życia.
Ktoś może powiedzieć: przecież przy każdej spowiedzi nawracam się, żałuję za swoje grzechy, pokutuję. Owszem z nawróceniem wiąże się pokuta. Ale my przez pokutę najczęściej rozumiemy tę litanię, różaniec, dobry uczynek, jakie ksiądz nam zadaje na spowiedzi. I dlatego bywają niestety tysiące spowiedzi pobożnych ludzi ale bez prawdziwego nawrócenia. Bo prawdziwe nawrócenie niewiele ma wspólnego z pobożnym wzruszeniem i uczuciowym uniesieniem, wyrażającym się w słowach; tak mi lekko po spowiedzi świętej. Prawdziwe nawrócenie to wewnętrzny przełom i ciężka praca duchowa, z której wyłania się coś nowego. A więc nawrócenie to przemiana człowieka. Człowiek chce być innym niż jest.
Przy nawróceniu ma się dokonać przemiana naszego sposobu myślenia, chcenia i postępowania. Trzeba nam myśleć tak jak myśli Chrystus. A jak myśli Chrystus? „Cóż za korzyść odniesie człowiek choćby cały świat zyskał, a na duszy szkodę poniósł?” My widzimy, że tej mowie Chrystusa ludzie przeciwstawiają swoją życiową mowę, że tyle zysku co w pysku. Daleki jest taki człowiek od Chrystusa i Jego myśli i od swego nawrócenia. I trzeba nam chcieć tego czego chce Chrystus. a więc chcieć sobie przyswoić jakąś miarę tej cierpliwości, ofiarności, ustępliwości, opanowania, jakie pragnie zaszczepić w nas Chrystus. A czy my naprawdę tego tak bardzo chcemy? Jakie są nasze powiedzenia na co dzień: czy to warto być dobrym? A co ja będę wszystkim ustępował, skoro mnie nikt nie ustępuje! Ciekawe, jak daleko bym cierpliwością zaszła?
Dajmy sobie powiedzieć, że na świecie istnieją tylko dwie kategorie ludzi: ludzie sprawiedliwi, którzy uważają się za grzeszników i grzesznicy, którzy uważają się za sprawiedliwych. Niby tylko przestawienie słów, ale jaka wielka różnica w treści!
Do której kategorii ludzi my się zaliczamy? Jeżeli do sprawiedliwych, to weźmiemy udział w tych rekolekcjach świętych, bo wciąż nurtuje nas niezadowolenie z siebie i pragnienie własnej przemiany. Bo człowiek sprawiedliwy zna prawdę o sobie i wie, że nigdy nie jest taki, jakim mógłby być i chciałyby być.
Człowiek sprawiedliwy jest zawsze gotowy do nawrócenia, gdyż widzi, że ma się z czego nawracać. Natomiast człowiek marny, który siedzi w ciemnościach grzechu nie dostrzega swojej marności i dlatego nie może się nawrócić. W takich dniach jak rekolekcje Bóg daje nam wyjątkowe światło, abyśmy dostrzegli w sobie wszelką słabość i wszelki brak.
Od wielu lat w naszym kraju odczuwamy różne braki. Kiedyś były to braki w handlu, w zaopatrzeniu. Dzisiaj ludzie najbardziej narzekają na brak pieniędzy. Jednakże obok braków materialnych występują także braki duchowe. I co najgorsze my bracia i siostry przyzwyczailiśmy się do tych różnych braków duchowych: do braku naszej cierpliwości i opanowania, do braku naszej uczynności względem bliźnich, do braku łaski Bożej w naszym codziennym życiu. Ale do tych braków nam się nie wolno przyzwyczajać, gdyż byłoby to zafałszowaniem naszego chrześcijańskiego oblicza.
W tych dniach rekolekcji Bóg daje nam wyjątkowe światło, abyśmy dostrzegli w sobie wszelki brak. Żebyśmy tylko chcieli otworzyć na to światło swoje oczy i serce. Zamknięte są oczy i serce człowieka, który powiada: ja się już nie poprawię, brak mi na to sił i czasu. Żal takiego człowieka, bo on już wysiadł, już nie dojedzie tam, dokąd został wezwany. I zamknięte są oczy i serce człowieka, który mówi: jakiegoś mnie Panie Boże stworzył takiego mnie masz. taki człowiek nie odbił się jeszcze od dna.
My natomiast bracia i siostry otwórzmy się w tych dniach na działanie Bożego światła. W tym świetle zobaczymy swoje braki duchowe i wzbudzi się w nas niezadowolenie z siebie i będzie to pierwszy znak naszego nawrócenia. Więc jeszcze w czasie zbliżających się rekolekcji odpowiedz sobie: czy ja jestem siebie zadowolony? Czy żyję tak jak należy i jak chciałbym żyć?
Opowiadał pewien kapłan takie wydarzenie. Było to kilka lat temu w jednym niewielkim miasteczku w Małopolsce. W pierwszy piątek po ostatniej Mszy św. wpada do zakrystii jakiś człowiek w robotniczym kombinezonie i woła: prędzej proszę księdza bo na sąsiedniej ulicy mój kolega się potrzaskał. Kapłan wziął oleje święte i pobiegł na miejsce wypadku.
Rzeczywiście potrzaskany człowiek leżał na środku ulicy, czekając na pogotowie. Spowiadał się już w samochodzie, w drodze do szpitala. Ten człowiek jeszcze 15 minut temu, wesoło pogwizdując wszedł na wysokie rusztowanie, bo był to pracownik budowlany i zabrał się do jedzenia, kiedy nagle przechyliła się belka na której siedział. Spadł z wysokości trzeciego piętra na bruk ulicy; przetrącony kręgosłup, pęknięcie otrzewnej, połamane ręce i nogi. Żalił się po spowiedzi kapłanowi; ja mam żonę i dzieci, ja mam dopiero 40 lat, ja jeszcze nie zacząłem żyć. Umarł tego samego dnia.
Jakże dramatyczne jest takie nagłe przejście z doczesności do wieczności. Ale czy nie sądzicie, że jeszcze bardziej dramatyczna jest ta skarga człowieka w sile wieku: ja jeszcze nie zacząłem żyć! Jak to, nie zaczął żyć? 40 lat i on jeszcze nie zaczął żyć! Na co on czekał? Czekał aż będzie miał 60, 70 lat, wtedy dopiero chciał zacząć żyć?
A czy ty już drogi bracie zacząłeś żyć tak jak należy? Czy ty możesz z ręką na sercu powiedzieć, że żyjesz tak jak tego wymaga Ten, który za ciebie umarł i zmartwychwstał?
A kiedy ty zaczniesz modlitwę poranną i wieczorną regularnie odmawiać? A kiedy ty zaczniesz sumiennie przykładać się do swoich obowiązków? A kiedy ty przestaniesz spóźniać się na Mszę św. i do pracy, zbywać byle jak swoje obowiązki zawodowe? oduczysz się obmawiać, oczerniać, plotkować, posądzać , upierać się przy swoim zdaniu? Kiedy ty przestaniesz się kłócić, unosić się złością, przeklinać? Kiedy wreszcie przestaniesz się upijać i interesować innymi kobietami? Kiedy ty zaczniesz żyć jak należy, pełnią życia Bożego?
To są pytania na które trzeba sobie odpowiedzieć w czasie tych rekolekcji świętych. /R.R/