W Wielki Piątek 2005 roku, świat obiegł obraz, który stał się ikoną konającego Ojca Świętego: Przygnieciony chorobą i cierpieniem Jan Paweł II, po raz pierwszy nie mogąc celebrować nabożeństwa Drogi Krzyżowej w rzymskim koloseum, łączył się duchowo z zebranymi na pasyjnym nabożeństwie, a znakiem tej szczególnej łączności, wręcz pasji Papieża z Pasją Chrystusa był krzyż, który z miłością, słabnącymi dłońmi tulił do twarzy.
Od tej tajemnicy papieskiego konania minęło 13 lat. Tak często wraca ten obraz przedstawiany na tylu fotografiach. Wraca ten obraz umierającego Papieża zjednoczonego z krzyżem Chrystusa, także i dziś.
Przez cały czas Wielkiego Postu Kościół zaprasza nas, do kontemplacji krzyża Jezusa, bo ten krzyż stanowi najgłębsze pochylenie się Boga nad człowiekiem i dotyka najboleśniejszych ran człowieka.
Kiedy wydaje nam się, że wszystko idzie nie po naszej myśli, kiedy dotykają nas cierpienia, jesteśmy naznaczeni bólem zawsze wiedzmy, że Bóg ma dla nas pewien plan. Ten nasz krzyż ma sens-choć na chwilę obecną tego nie rozumiemy.
Zacząłem moi drodzy tę naszą refleksję od obrazu Jana Pawła II tulącego krzyż – warto w tym miejscu i w tym czasie naszych rekolekcji wielkopostnych ukazać zadziwiającą historię związaną z tym Krzyżem. Wyrzeźbił go artysta w Bieszczadach dla chorej żony. Jest rok 2005. Wielki Piątek rzesze wiernych z całego świata gromadzą się wokół oświetlonych murów rzymskiego Koloseum. Skupione twarze pielgrzymów, dzieci z kolorowymi lampionami. Dawne miejsce śmierci setek chrześcijan zostaje otoczone ludzką modlitwą.
W tej wyjątkowej scenerii widzimy niesiony krzyż w otoczeniu biskupów i kardynałów. Dla Jana Pawła II to ostatni Wielki Piątek. Wyczerpany przez chorobę Ojciec Święty siedzi w prywatnej kaplicy, gdzie za pośrednictwem telewizji łączy się duchowo w modlitwie z uczestnikami Drogi Krzyżowej.
Przed XIV stacją Jan Paweł II prosi o krzyż. Po przebytej tracheotomii nie może nic powiedzieć. Prośbę wyraża tylko mimiką i gestami. Abp Stanisław Dziwisz mówi do ks. Mieczysława Mokrzyckiego: –Mieciu, przynieś krzyż. Osobisty sekretarz idzie do swojej sypialni, ściąga krzyż, po czym wręcza go Ojcu Świętemu. I cały świat widzi niesamowity obraz – Jan Paweł II jak dziecko tuli się do krzyża.
Dla Stanisława Trafalskiego, artysty – rzeźbiarza ze Stefkowej w Bieszczadach ten dzień na zawsze pozostanie w pamięci. Późnym wieczorem z żoną oglądają transmisję papieskiej drogi krzyżowej. Stanisław siedzi w fotelu, żona na wózku inwalidzkim. Nagle widzą w dłoniach Ojca Świętego… krzyż.
– Janino! To ten sam krzyż, który Ci kiedyś zrobiłem.
– To niemożliwe… – szepcze pani Janina. Jakim cudem krzyż wykonany 15 lat wcześniej przez Stanisława nagle tej nocy znalazł się w rękach Ojca Świętego w dalekim Rzymie? A więc cofnijmy się w czasie…
W 1990 roku Janina Trafalska przeżywa dramat. Podczas mycia okien nagle spada, łamie kręgosłup. Mimo natychmiastowej pomocy i wielu operacji na zawsze traci sprawność nóg. Załamuje się, nie przyjmuje nikogo. Chce ukryć przed światem swoje kalectwo. Obrażona na Boga, pogrążona w bólu ciągle zadaje pytania: Panie Boże, dlaczego ja, dlaczego teraz? Przecież mam synka Sebastiana, który ma zaledwie 6 lat. Jak oni sobie poradzą bez mojej pomocy?
Mąż Stanisław cierpi razem z żoną. Zamyka się w pracowni. W samotności rzeźbi, maluje i zastanawia, się jak jej pomóc. Samotnie rusza w bieszczadzkie lasy.
Ścina drzewo i robi krzyż. Zarzuca go na ramiona i odprawia drogę krzyżową za żonę, która od piętnastu lat jest sparaliżowana. Surowe drzewo jest ciężkie, trasa drogi krzyżowej wyczerpująca. Stanisław upada, ale podnosi się, idzie dalej, dochodzi do celu. Ostatkiem sił wykonuje krzyż. Kiedy zmęczony Stanisław wraca do domu, szybko zrzuca brudne ubrania. Nie chce, by żona i syn widzieli go w takim stanie. I przynosi żonie wyrzeźbiony czarny krucyfiks i mówi: – To dla Ciebie. Ona wiesza go na ścianie nad swoim łóżkiem.
W roku 2000 Delegacja samorządowców z Krakowa wybiera się do Watykanu. Proszą artystę Stanisława o jakąś pamiątkę dla Ojca Świętego. Ten długo zastanawia się, jaką rzeźbę papieżowi podarować. Wtedy żona sugeruje, że odda swój krzyż. To jest trudna i odważna decyzja. Ze smutkiem żegnają się z rodzinną pamiątką. Czy rzeczywiście krzyż trafi do papieża? Samorządowcy ofiarują go papieżowi a ojciec św. daje go ks. Mieczysławowi Mokrzyckiemu mówiąc-Mieciu ty nie masz krzyża w pokoju- weź go do siebie.
Zadziwiająca jest droga tego wielkopiątkowego krzyża. Z rąk rzeźbiarza trafia do cierpiącej żony następnie tuli go do swojej skroni Jan Paweł II. Rok 2007 i Powrót krzyża Mijają 2 lata od śmierci Ojca Świętego. Osobisty sekretarz Jana Pawła II ks. Mieczysław Mokrzycki, otrzymuje sakrę biskupią. Zostaje mianowany nowym metropolitą lwowskim. Nowy biskup Lwowa pakuje swoje rzeczy. Zabiera także pamiętny krzyż z Wielkiego Piątku. Po przyjeździe do kraju przekazuje go w darze swoim rodzicom: Bronisławie i Piotrowi mieszkającym w Łukawcu. Dla nich jest on już relikwią. Bliski przyjaciel arcybiskupa Mokrzyckiego, proboszcz w podrzeszowskiej Kraczkowej poruszony historią krzyża, poprosi rodziców arcybiskupa o możliwość wystawienia go w swojej parafii.
Oni, za zgodą syna, przekazują wielkopiątkowy krzyż kościołowi w Kraczkowej. Dziś ta relikwia wędruje po parafiach całej Polski. Ludzie krzyż adorują, modlą się przy nim, wierząc w jego cudowną moc nawrócenia.
Kiedy jeden z znajomych mi księży przemyskich postanowił odwiedzić Janinę i Stanisława Trafalskich. Zobaczył Uśmiechniętą twarz kobiety na wózku. Choć ręce poparzone od czajnika. W ten sposób Janina je rozgrzewa. Sparaliżowana od 22 lat narzeka na zimne kończyny – to efekt problemów z krążeniem. Na stole w kuchni leży różaniec. Przygotowują się do świąt wielkanocnych. Mąż myje okna, żona jak może, pomaga. – Jestem szczęśliwa – mówi. – Cieszą mnie nadchodzące święta. W powietrzu czuć wiosnę. Jak mówił ten kapłan dziś Janina rozumie sens swojego cierpienia. To ten prosty krzyż pomógł jej przetrwać najtrudniejsze chwile. A teraz stał się przedmiotem kultu dla tysięcy wiernych.
I pomaga innym.
Gdy dziś ten wyjątkowy krzyż gości na Rybakach podczas wielkopostnego skupienia, w naszej refleksji wracamy myślą i sercem do tego, gdy widzieliśmy jak krzyż cierpienia Jana Pawła II łączy się z krzyżem Chrystusa, niech i nasze życiowe krzyże zjednoczą się z krzyżem Zbawiciela, by spełnił się papieski testament, by nade wszystko wypełnił się testament Boga, napisany Krwią Jezusa na krzyżu. Adorujmy i całujmy dziś ten krzyż – niech On dotyka naszych serc i zmienia nasze życie.
Ks. Krzysztof Winiarski – proboszcz